Środa 29.10.2008 rok, godzina 10.00 parking szkolny, a na nim trzydziestu kinomaniaków, nie może się już doczekać kolejnego wyjazdu na Małą Akademię Filmową:) Zraz zaraz, który to już sezon? Piąty, szósty? Ależ ten czas galopuje:)
Do rzeczy- przedmiotem dzisiejszej uczty kinowej ma być ..."Sex w wielkim mieście" wyreżyserowany przez Michaela Patricka Kinga, a tematem wykładu -"Diagnoza współczesnej cywilizacji oraz medialne gry z widzem w kinie". Wykład ma popełnić pani dr Agnieszka Nieradzka pracownik naukowy Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Raz w miesiącu wyjeżdżamy do Katowic do kina Helios, bo to właśnie tam odbywa się ta filmowa uczta;)
Kiedy jesteśmy na miejscu, jeszcze tylko popcorn, coś do picia i już wygodnie rozsiadamy się w fotelach. Pani dr opowiada nam o Manhattanie, który przez urodziwe i ambitne singielki traktowany jest jak wybieg dla modelek:), o torebkach od Louis Vuitton'a, oraz szpilkach od Manolo Blachnika ( dla niewtajemniczonych to prawdziwi "modowi guru";), o wpływie seriali na życie przeciętnego widza, o tym, że sprzedają nam one pewien niedostępny, wyreżyserowany wizerunek. Wykład ( tym razem) nie był porywający ( mamy nadzieję, że następny poprowadzi niezastąpiony dr Ryszard Koziołek;), ale też dość krótki, więc już po dwudziestu minutach można rozpocząć projekcję filmu.
Naszym oczom ukazuje się... Nowy Jork - stolica mody i zabawy. Wąskie zatłoczone uliczki Manhattanu, ekskluzywne butiki, sznury taksówek i szalejące światła neonów - to doskonałe miejsce zamieszkania dla pięknych, wyzwolonych i zwariowanych bohaterek. Carrie, Miranda, Samantha i Charlotte jeszcze do niedawna takie właśnie były. Ale teraz, po wielu wspólne wypitych drinkach i przegadanych lunchach, ich prywatne życie trochę się zmieniło. Punktem zapalnym filmu staje się decyzja Carrie i pana Big o wspólnym zamieszkaniu i ślubie. Para znajduje cudowny apartament na najwyższym piętrze wymarzonej kamienicy. A potem już tylko poczwórny, kobiecy płacz, zgrzytanie zębami i zastosowanie ślubnego bukietu w roli wałka, bądź patelni;)...
Żeby przebrnąć przez ponad dwugodzinny seans "Seksu w wielkim mieście" konieczne jest przyjęcie bajkowo-romantycznej konwencji filmu, zaakceptowanie subiektywnej kobiecej perspektywy i przymknięcie oka na wiele uproszczeń ( przyzwyczailiśmy się, że na Akademii oglądamy filmy "z wysokiej półki", albo chociaż pod jakimś względem wartościowe, interesujące...)
Reżyser posługuje się stereotypami, szczególnie przedstawiając mężczyzn, jednak krzywdzi jeszcze bardziej kobiety: pozornie wyzwolone i ambitne, są w gruncie rzeczy uzależnione od zakupów, a cierpią najbardziej z powodu zbyt małej garderoby czy deficytu torebek. Pokazanie tego z przymrużeniem oka miałoby jeszcze sens, ale takiego dystansu twórcom wyraźnie zabrakło. W ten sposób film zbliża się do banału, stanowiąc bałaganiarski ciąg pokazów mody, spotkań w drogich restauracjach i rozmów o niczym. Brakuje mu nadrzędnej myśli, nadającej spójny ton opowieści. Nawet jeśli "Seks w wielkim mieście" został celowo sprowadzony do dwóch "m" (miłość i metki), co naprawdę można bezboleśnie przełknąć, to pozbawiono go niestety resztek autentyzmu. Tracą na tym zarówno emocjonalne perypetie czwórki bohaterek, jak i same postacie- papierowe, ledwie zarysowane, bez jakiejkolwiek głębi.
Nie ukrywamy, że film choć mało ambitny i promujący luksusowy konsumpcjonizm, da się obejrzeć z dużą przyjemnością i szerokim uśmiechem. Ale zdecydowanie to kobiety tej przyjemności będą miały dużo więcej. Bo która z nas:) nie marzy o kilku markowych szpilkach i "małych czarnych" od najlepszych kreatorów mody?
W listopadzie wybieramy się na film z naszego rodzimego podwórka, może polskie kino zaserwuje nam coś bardziej ambitnego?
MAF
|